Myślę więc nie piję...
W ciągu ostatnich dwóch tygodni wydarzyło się kilka fajnych rzeczy. Kolejna osoba trafiła na detoks i myślimy, o skierowaniu jej do Janowic na leczenie stacjonarne. Kolejny detoks przeszedł Krystian. Jest szansa, że 26 maja rozpocznie terapię w Toszku (szpital, w którym wszyscy nasi podopieczni przechodzą detoks). Pojawiło się kilka nowych osób, większość trzyma się dobrze. Może poza Mariuszem, który pije od wielu dni i wygląda coraz gorzej. Co prawda uśmiecha się jak zwykle, ale zaczynam widzieć, że traci na wadze. Jego stan martwi mnie najbardziej z całej dworcowej kompanii.
Nie martwią mnie nawet spotkania, na które co środę się umawiam, i z których nic nie wychodzi, bo a) zapomniał b) był tylko mnie nie było c) Zwineli go d) zapił e) leczył nogę f) był na leczeniu g) czy możemy umówić się jeszcze raz na 100 % będę... Z dziwną łatwością zaakceptowałem, że tak poprostu musi być i jest to urok pracy z bezdomnymi. Będą nas oczukiwać, wykorzystywać, mówić to co im się wydaje, że chcemy usłyszeć... W końcu nie należymy do ich świata. Czasem tylko, incydentalnie w środę wieczorem pozwalają nam zaglądnąć do środka. Myślimy, że ich znamy i rozumiemy a oni myślą, że rozumieją nasze pobódki motywacje.
Czasami mam nieodparte wrażenie, że nawzajem się oszukujemy. Tak napawdę niewiele wiem o bezdomności, nie spędziłem nigdy nocy na dworcu i nigdy nikt nie pobił mnie tylko dlatego, żeby sprawdzić jak to jest zlać "dworcowe śmieci". Nigdy nie stałem w kolejce po zupę czy kubek kawy. Nie wiem co dzieje się w człowieku, z którym się spotykam. Czuje, że jest między nami mimo tych wszystkich lat niewidzialna bariera, która w przypadku niektórych uniemozliwia jakikolwiek kontakt. Z niektórymi czuje się jakbym zawierał przedziwną umowę polegającą na tym, że za kanapkę i kawę on pozwala mi przez dwadzieścia minut mówić lub słuchać tego co ma mi do powiedzenia... Nie jestem w stanie zrobić nic poza tym, że godząc się na te warunki przychodzę i rozmawiam z tą samą osoba po raz 77 o jednym i tym samym w nadziei, że 78 raz okaże się sensowny. Jestem bezsilny chociaż chcę dla tych ludzi samego dobra. Nie potrafię tylko zrozumieć dlaczego mówiąc, że chcą zmiany jednocześnie żyją jakby zmiana nie miała dla nich żadnego znaczenia. Dysponujemy wszystkim co potrzebne żeby umozliwić ludziom wyrwanie się z nałogu. Jednocześnie efekty naszej pracy są tak mizerne. Potrafię to robić tylko wtedy kiedy rozumiem i pamiętam, że nie robię tego ani dla siebie, ani dla efektów...
Na koniec aktualna lista dworcowych potrzeb:
Zbyszek: Bielizna męska, spodnie 173 cm, 88 w pasie, koszula rozmiar 38
Andrzej: Buty męskie rozmiar 42-43, najlepiej czarne, bo Andrzej zawsze nosi się elegancko.
Cała kompania: dowody osobiste...
Nie martwią mnie nawet spotkania, na które co środę się umawiam, i z których nic nie wychodzi, bo a) zapomniał b) był tylko mnie nie było c) Zwineli go d) zapił e) leczył nogę f) był na leczeniu g) czy możemy umówić się jeszcze raz na 100 % będę... Z dziwną łatwością zaakceptowałem, że tak poprostu musi być i jest to urok pracy z bezdomnymi. Będą nas oczukiwać, wykorzystywać, mówić to co im się wydaje, że chcemy usłyszeć... W końcu nie należymy do ich świata. Czasem tylko, incydentalnie w środę wieczorem pozwalają nam zaglądnąć do środka. Myślimy, że ich znamy i rozumiemy a oni myślą, że rozumieją nasze pobódki motywacje.
Czasami mam nieodparte wrażenie, że nawzajem się oszukujemy. Tak napawdę niewiele wiem o bezdomności, nie spędziłem nigdy nocy na dworcu i nigdy nikt nie pobił mnie tylko dlatego, żeby sprawdzić jak to jest zlać "dworcowe śmieci". Nigdy nie stałem w kolejce po zupę czy kubek kawy. Nie wiem co dzieje się w człowieku, z którym się spotykam. Czuje, że jest między nami mimo tych wszystkich lat niewidzialna bariera, która w przypadku niektórych uniemozliwia jakikolwiek kontakt. Z niektórymi czuje się jakbym zawierał przedziwną umowę polegającą na tym, że za kanapkę i kawę on pozwala mi przez dwadzieścia minut mówić lub słuchać tego co ma mi do powiedzenia... Nie jestem w stanie zrobić nic poza tym, że godząc się na te warunki przychodzę i rozmawiam z tą samą osoba po raz 77 o jednym i tym samym w nadziei, że 78 raz okaże się sensowny. Jestem bezsilny chociaż chcę dla tych ludzi samego dobra. Nie potrafię tylko zrozumieć dlaczego mówiąc, że chcą zmiany jednocześnie żyją jakby zmiana nie miała dla nich żadnego znaczenia. Dysponujemy wszystkim co potrzebne żeby umozliwić ludziom wyrwanie się z nałogu. Jednocześnie efekty naszej pracy są tak mizerne. Potrafię to robić tylko wtedy kiedy rozumiem i pamiętam, że nie robię tego ani dla siebie, ani dla efektów...
Na koniec aktualna lista dworcowych potrzeb:
Zbyszek: Bielizna męska, spodnie 173 cm, 88 w pasie, koszula rozmiar 38
Andrzej: Buty męskie rozmiar 42-43, najlepiej czarne, bo Andrzej zawsze nosi się elegancko.
Cała kompania: dowody osobiste...
Etykiety: alkoholizm, bezdomni, dworzec, gliwice, leczenie, pomoc
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna