sobota, 20 lutego 2010

Jano


Od kiedy chodzimy na dworzec zawsze spotykaliśmy tam Jano. Dla mnie był zawsze jedny z tych, którzy bezdomność wybierają z rozmysłem. Mogliby pracować, mogliby mieć rodziny, mogliby normalnie żyć, ale wybierają "wolność". Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego destrukcyjnego mechanizmu, który tak często odpala w ludzkiej głowie.

Napiszę najprościej jak się da. Po wielu mroźnych dniach zimy Jano trafił do szpitala gdzie okazało się, że niezbędna jest amuptacja nóg... Dwa miesiące wczesniej rozmawialiśmy o jego planach zawodowych, o tym, że już chyba wystarczy bezdomności. Mówiliśmy że trzeba na siebie uważać, bo zima jest trudna. Jano jednak był uparty... Rok temu podczas pewnych warsztatów z streetworkingu usłyszałem, że jesteśmy tylko towarzyszami ludzi, którym pomagamy. Czasami towarzyszymy im w drodze do życia, czasami w kierunku zupełnie przeciwnym. No więc odwiedzamy Jana, rozmawiamy o przyszłości i modlimy się żeby to wydarzenie było wstrząsem, który wywoła rewolucję w życiu Jana, która poprowadzi go w kierunku życia.

Etykiety: , , , ,

Komentarze (1):

Blogger paldon np... pisze...

czesc macku...strasznie mnie poruszyl ten blog i jestem ciekaw dalszego toku spraw Jano...
wielkie jest t co robicie i niech Pan poszerza was w waszej sluzbie... mozesz odpisac mi na maila...
paldon@interia.eu...
pozdro

20 marca 2010 23:54  

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna